Tak zerknąłem dziś na stronę główną bloggera i wiele osób z blogów przeze mnie obserwowanych albo dziś ruszyło dupsko od dawna i coś naskrobało, albo zrobiło podsumowanie. Toteż myślę sobie, czy aby nie pójść w ich ślady, w końcu czas szczególny. Publikować żadnego opowiadanka nie będę, bo dopiero co to zrobiłem, a nie mam przygotowane nic prócz kolejnego rozdziału Giganta, który musi ostygnąć, więc...
Jakiż ten rok 2014 był dla mej twórczości?
Trudno powiedzieć. I dobry, i zły. Zacząłem w grudniu 2013, w którym to roku opublikowałem jedynie 2 posty:
1. Opowiadanie Koszmarków Czas, którym chciałem się wtedy pochwalić, bo wysłałem je na jakiś konkurs rok wcześniej – przegrany zresztą. Teraz, po dwóch latach od stworzenia, nie czuję dumy i rozumiem dlaczego zajęło niską pozycję w rankingu. Ale co tam! W końcu przyszedłem tu, aby się z Wami uczyć, bo samemu mi było troszkę trudniej.
2. Prolog Giganta. Ten projekt został stworzony w dość zabawny sposób, bowiem żaden z dotychczasowych pomysłów nie pasował mi do rozpoczynania tego bloga. Musiałem więc stworzyć coś nowego. Kilka dni próbowałem zaczynać, zdrowo się przy tym męcząc – raz gdzieś w puszczy, kiedy indziej w wiosce, by potem to usuwać i dać zwykły las. Historia miała wyglądać zupełnie inaczej, tak od strony fabularnej, jak i tła. Dlaczego wyszedł Gigant? Nie mam pojęcia. Pomysł pojawił się w trakcie pisania chyba, jak to u mnie najczęściej bywa – i prawdę mówiąc do tej pory nadal się zmienia – i w tej chwili nie wiem już nawet pod jakim względem oceniałem inne pomysły, że przegrały one z Gigantem jako otwierającym zabawę w dłuższe twory.
Rok 2014 zaczął się wielkimi ambicjami, zarywaniem nocy, pisaniem, pisaniem... W ciągu 20 dni opublikowałem 3 rozdziały Giganta oraz opowiadanko Końca początki, z którego osobiście również nie jestem należycie zadowolony, choć pomysł może kiedyś rozwinę. Bo jak apokalipsa, to trzeba ambitnie. W lutym pojawił się czwarty rozdział giganta oraz kolejne opowiadanie Złodzieje Słońca, które miało być czymś odmiennym od wszystkiego, co do tej pory opublikowałem. I miało mieć kontynuację, ale jak zwykle zacząłem i nie skończyłem. Fascynacja trwała więc od grudnia do środka lutego, by potem zginąć jak kamień w wodę.
Oto niezbyt pozytywne aspekty roku 2014. Przez dziewięć miesięcy nie potrafiłem nic stworzyć. Gigant stał, opowiadań nie było, tylko jakieś próby w innych miejscach, troszkę w wordzie... Sporo plików, niektóre nawet pokaźne, ale mało samozaparcia i wszystko kończyło się w trakcie miesiąca, czasem krócej. Może kiedyś coś obrobię i tu zamieszczę.
Aż tu nagle nadchodzi grudzień, a ja wziąłem się do pracy i mam. Kolejny projekt – Ratunek, mający być tylko próbą powrotu do pisania czegoś w internecie. Pisząc drugą część, pojawiło się rozszerzenie pomysłu, ku mojej uciesze i próba przerodziła się w coś poważnego. A zaraz potem naszedł mnie wstyd z powodu porzucenia starego i rozpocząłem z nową siłą pracę nad Gigantem, którego kolejne rozdziały zaczęły powstawać w ciągu nocnych przygód z napisanym przeze mnie edytorem tekstu w stylu Takich Sobie Tworów. Oto screen...
Ale jestem z tego dumny. Wszystko już w nim piszę, zero wordowskich fochów, uruchamia się w ciągu sekundy, jest prosty i działa. Do tego ma kilka łatwych w obsłudze funkcji, takich jak liczenie znaków, słów, akapitów oraz zamiana tekstu na kod odpowiedni na bloga, z uwzględnieniem kilku zakodowanych skrótów – zamiast wstawiać kod linii (jakieś 20 znaków), stosuję trzy znaczki, zamiast pogrubienia (< b > i < /b>) dwa itp. Ułatwienie ogromne. Jeśli ktoś chce, mogę mu udostępnić aktualną wersję, może wtedy przestanę się tak podniecać.
Wracając do tematu, w 2014 roku opublikowałem 10 postów: 5 rozdziałów Giganta, 2 rozdziały Ratunku, 2 niezależne, krótkie opowiadania oraz ten oto post z podsumowaniem.
Publikowałem średnio raz w miesiącu, przy czym odejmując owe 9 miesięcy bezczynności, pozostaje po 3 fabularne posty na księżyc pracy. Odwiedzono mnie 4620 razy, zaobserwowano, jeśli się nie mylę, 9 razy, zostawiono 26 komentarzy – w tym połowa, oczywiście, moja własna – zareklamowano około 20 blogów, z czego 15 jest nadal aktywnych, a jeden tudzież dwóch bloggerów odwiedza nadal lub odwiedziło mnie po opublikowaniu komentarza z reklamą. Sam zaobserwowałem 37 blogów, które staram się odwiedzać i czytać, choć nie zawsze mi wychodzi regularnie.
Tyle statystyki. Teraz postanowienia... Niee, postanowienia mi nie wychodzą.
Sobie i temu, kto czyta te słowa, a samemu spory kawałek życia oddał tworzeniu nowych światów, życzę ze szczerego serca jak największych ilości weny, kolejnego roku pracy, bez dłuższych przestojów, uzależnienia od pisania, znacznych postępów w projektach, stałych czytelników, nowych pomysłów i wielu, wielu ciekawych treści w internetach do przeczytania!
Całej reszcie życzę licznych chwil spełnienia, ekstazy, miłości, motywacji do tego, czym się zajmują, zdrowych ambicji, sukcesów i dużo, dużo więcej dobra w nadchodzącym nowym roku 2015!
Misiek, gratuluję... Czego? Tych małych kroczków. Dzięki Tobie, czytając to podsumowanie, stwierdziłam, że również z tych drobnych, często zamulonych, kroczków powinniśmy być dumni, bo coś robi. Może rzadko, częściej narzekając, jak to jesteśmy do dupy, albo zakrywając się brakiem czasu, którego to mamy w nadmiarze, ale coś robimy. I roku 2014 nie będę traktowała jako roku porażki, ale jako sukcesu. Niech ten, aktualny już, przyniesie mi, Ci, Małosławku, oraz wszystkim Twoim czytelnikom większego stężenia sukcesu w sukcesie<3
OdpowiedzUsuńPS Nie czytałam tego komentarza drugi raz.
Podpisano: Leń. :D
Milczysławo, nawet nie wiesz jak mnie zaskoczyłaś. Cieszę się, że mogłem Cię tu przeczytać, na dodatek w takim stylu.
UsuńDzięki za życzenia i obyś czuła więcej dumy z tego, co robisz, a jeśli miałabyś kiedyś żałować porażek, to silniejsza o doświadczenie. W ogóle silniejsza.
Najlepszego ;D
Wiedziałam, że Cię zaskoczę<3 I dzięki<3<3<3
UsuńOd świąt zwiedzam czytane blogi i wciąż nie mogę skończyć. Nagle się wszystkim na podsumowania wzięło!
OdpowiedzUsuńKurczę, tak sobie myślę, że pół roku temu napisałam spore opowiadanie w uniwersum Piachu, które wydawało mi się superhipermegazajebiste, a teraz, gdy na nie patrzę - poprawione już trzy razy, pokreślone na pięć kolorów, leżące tuż obok, widzę tylko kompletny syf. I właśnie to, mam wrażenie, sprawia, że widzimy swoje własne postępy.
Życzę ci więc, żebyś na jak najwięcej swoich dawnych tekstów patrzył takim wzrokiem - dziwiąc się, jak mogłeś coś takiego stworzyć, bo oznacza to, że wciąż idziesz do przodu!
Ach, i z chęcią przyjrzałabym się temu edytorowi :).
Święte słowa. Pewien ceniony przeze mnie autor napisał niedawno, że nie bycie perfekcyjnym się liczy, a wyjątkowym. Ktoś inny dodał, że ciągłe niezadowolenie z siebie jest najlepszym kopniakiem do tego, by być lepszym, co sam ostatnio powtarzam wokół do znudzenia mych rozmówców - może staram się przekonać siebie samego. Obaj panowie są pewnego rodzaju autorytetami, więc chyba wiedzą, co mówią.
UsuńDzięki. Mam nadzieję, że i Ty nie zaprzestaniesz w 2015 piąć się w górę, bo ta droga nigdy nie ma końca. W ogóle, drogi, które mają jakiś koniec, są nudne...
Sukcesów więc życzę licznych i przeróżnych. Może uda nam się w ciągu najbliższych miesięcy być troszkę bardziej aktywnymi literacko w internetach, ale nie tylko na blogu, bo ostatnim razem ja zawaliłem kompletnie ;<
No ale, ale, miło mi bardzo, że Cię w końcu tutaj widzę ponownie, pierwsza oficjalna czytelniczko Takich Sobie Tworów! ;)
Na edytorek coś poradzę.