Strony

niedziela, 6 grudnia 2015

Podsumowanie roku 2015

Dopiero Mikołajki, ale już teraz postanowiłem podsumować moją twórczość w roku 2015, coby samemu zobaczyć, jak to u mnie wyglądało.

Nie ma takiej mocy, która zmusiłaby mnie do opublikowania czegoś nowego w ciągu trzech najbliższych tygodni na owym niebieskim blogu, wyświetlenia też raczej w górę nie pójdą, więc grunt jest stabilny i można wszystko ładnie zebrać do kupy bez obaw, że przed Nowym Rokiem stanie się coś, co obowiązkowo musiałoby znaleźć się w tym poście. Więc do roboty!

Rok 2015 zacząłem od czegoś, czego się pewnie żadna z osób w miarę regularnie tu powracających nie spodziewała - od wiersza.

Pamiętam kiedy mój dziadek jeszcze żył i miał się dobrze, a było to kilka, jeśli nie kilkanaście lat temu, razem pisaliśmy krótkie wierszyki na różnorakie tematy, które pojawiały nam się w głowie. To było moje pierwsze spotkanie z poezją, której w szkole nikt nie szanuje. Abstrakcja, zupełny brak logiki, brak zasad, a nawet jeśli jakieś miały być, to były łamane, jak to z dziećmi bywa. I choć wierszyki z całą pewnością nie miałyby dziś żadnej wartości intelektualnej, a jeśli dobrze pamiętam, ich tematy nawiązywały do rzeczy codziennego użytku, takich jak szafka, miotła, olej... To miło mieć świadomość, że już wtedy rozumiałem, że twórczości nie da się zamknąć w pudełku.

Czasem zdaje mi się, że nauczyciele swoim podejściem do poezji tylko wszystkich do niej zniechęcają. Zamiast skupić się na odczuciach, na własnych przemyśleniach, emocjach i tej całej wielowymiarowości wierszy, oni ślepo idą w temat, w konkretny cel, jakby on w ogóle istniał. Ludzie, wczujcie się, improwizujcie, pomyślcie, świat może być ciekawszy niż program, jaki wydaje Wam się, że ktoś dla Was przewidział.

Tak więc rok 2015 całkowicie opanowały wiersze. Nie mówię, by było ich tak dużo, ale na 7 postów, 4 to poezja. Pozostałe 3 to jeden rozdział Giganta i dwa Ratunku. Widać, że próbowałem, ale coś nie pykło.

Nie jestem z siebie zadowolony, to bardzo słaby wynik. Szło naprawdę dobrze, styczeń, luty, marzec, wtedy pisałem, wtedy publikowałem... tak, zamierzałem, bo jeden post z lutego i jeden z marca leżą w wersjach roboczych do dziś. W drugim tygodniu lutego już ostygłem i do maja nic się nie działo. Nie, co ja mówię, jeśli dobrze pamiętam, to już w styczniu po ogniu nie było śladu. Po prostu do marca próbowałem, potem nawet i tego przestałem. Wyświetlenia jednak utrzymywały się powyżej tysiąca dwustu na miesiąc aż do maja, dopóki na którymś z katalogów wisiał mój blog. Potem były już rzędu 150-290 i tak utrzymują się nawet do dziś. Łącznie, do tej pory, Wilcze Twory zyskały 7407 wyświetleń. 11 komentarzy nie było moich, a 6 blogów się zareklamowało. Jeśli dobrze policzyłem. Koniec statystyk.

Szkoła się kończyła, przyszły matury, egzaminy, w międzyczasie wpadł wiersz, naładowany całą tą sytuacją, potem praca, skupienie się na zarabianiu pieniędzy, by na samym końcu podejść do życia od innej strony i zacząć myśleć o tym, co chcę robić, a nie o tym, co powinienem.

Jestem zadowolony z tego, jak mi się wszystko ułożyło. Problemy były, są i będą, ale to normalne. Gdybym miał tracić czas na zamartwianie się nad nimi, jak to było jakiś czas temu, nadal tkwiłbym w martwym punkcie. Zaś gdybym nigdy się nimi nie martwił - wciąż nie wiedziałbym, co robić. Na szczęście choć troszeczkę potrafię wyciągać wnioski z własnych błędów i w ten oto sposób robię, co lubię, buduję wokół tego życie i nie muszę biegać jak idiota, który ciągle pyta „dlaczego ja?”, zamiast „jak to zmienić?”.

Poza blogiem od czasu do czasu naszło mnie na jakiś wiersz, ale z prozą raczej nic nie wychodziło. Próbowałem, chciałem wrócić do zeszytów, bo myślałem, że może problem w pisaniu na ekran, chciałem coś pozmieniać, poplanować, raz na jakiś czas wracałem do tych twórczych zawirowań, ale nic nie stworzyłem konkretnego. Było wiele pomysłów, jeszcze więcej namowy ze strony znajomych, którzy wiedzą o moich zainteresowaniach. Niestety, do niczego nie doszło.

Nie wypaliłem się jednak. Dotarło do mnie, że nigdy nie miałem talentu pisarskiego, nie w tym rzecz, nie w tym więc i problem. Uwielbiam pisać, bo kocham tworzyć, a są to dwie zupełnie odmienne sprawy. Kiedy wpadam w nastrój twórczy, potrafię wymyślać zdarzenia, postacie, sytuacje, całe historie, przygody, wszystko to w jednej chwili, w głowie. I to wszystko jest piękne, kompletne. Problem jest taki, że to nie wystarcza. Nie muszę zastanawiać się, co dalej, bo wszystko samo się dzieje, jednak co z tego, jeśli cały ten stworzony świat, piękny w wyobraźni, zostanie tylko tam i po chwili zniknie, ponieważ pamięcią doskonałą nie zostałem obdarzony? Zresztą, co to za frajda, jeśli nie można się tym z nikim podzielić?

Pisarz musi umieć opowiadać. Pisać tak, jakby gawędził przy ognisku. W żadnym razie nie jestem gawędziarzem, więc tutaj pierwsza przeszkoda. Pisarz musi też ładnie pisać. Nie musi nawet bezbłędnie, bo edytorzy zrobią wszystko za niego. Ale dobrze, gdyby pisał ładnie. Gawędziarstwo pomaga. Nauczyłem się pisać, w końcu zapełniałem całe zeszyty wtedy, gdy moi rówieśnicy narzekali na dwa zdania, do jakich zmuszano ich w szkołach. Staram się robić to ładnie, niektórzy mówią, że mi wychodzi, jednak ja spędzając o wiele za dużo czasu przy każdym zdaniu uważam, że to tylko i wyłącznie dlatego, że chcę, bardzo chcę, a nie, że potrafię. Każdy ulepiłby z plasteliny gołąbka, gdyby próbował i próbował, i próbował... Wystarczy umiejętność uczenia się na błędach i samoświadomość. Ale cholera! Szacun dla tych, którzy siedzą przy książce, rzeźbią, rzeźbią i w końcu ją kończą. Nie wyobrażam sobie takiej zaciętości, takiej siły.

Moja przyszłość pisarska nie wygląda najlepiej. Jednak postanowiłem zacząć od nowa, bez spiny. Nowy początek, nowa próba. Już nie nastawiam się na skończenie jakiegoś opowiadania, nie nastawiam się na zbiór różnorakich tworów, od poezji, przez jakieś szorty, po całe opowiadania, czy to dwu, czy dwudziestoczęściowe. Na nic się nie nastawiam. Od początku tak miało być - blog, jako miejsce do tworzenia, moje miejsce, od nikogo nie jestem zależny, mam swobodę. Oczywiście może znajdzie się ktoś, kto będzie czekał, mam taką nadzieję. Jednak mam też nadzieję, że zrozumie - nie jestem typem kogoś, kto potrafi tworzyć tak dużo i tak dobrze, jak niektórzy. Nie potrafię. Za to mam co robić, mam o co dbać w życiu i szybko się to nie zmieni.

Podsumowując, rok 2015 obrodził w sporą ilość zdarzeń, powiedziałbym nawet przygód, dzięki którym więcej myślałem, niż pisałem. Błędy, sukcesy, zdarzenia radosne i bolesne, dokładnie tak jak każdego z Was i ludzi Was otaczających. Przemyślenia te spowodowały, że z rokiem 2016 wiążę niemałe nadzieje, zupełnie niezwiązane z pisaniem. Nie zamierzam jednak tego porzucić, bo nadal jest to część mnie i raczej wątpię, by kiedyś było inaczej.

Życzę Wam marzeń i pasji, takich prawdziwych, które rozgrzewają od środka. Abyście robili to, co lubicie robić. Idą święta, pomyślcie o sobie. Czego pragniecie? Czy to przypadkiem nie jest najlepszy czas na tego typu pytania?

4 komentarze :

  1. Dzięki za ten wpis! Życzę ci wszystkiego dobrego, kochana!

    Dobra dawka abstrakcyjnego humoru i ukrytych, bezczelnych treści w różowej oprawie z postacią główną będącą nie tylko narratorem, ale także samym prowadzącym bloga! Ciekawy?
    Zajrzyj: http://pinkpoison-by-genowefa.blogspot.com/.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz i miłe słowa! Ale kochany jak już, kochany. ^^
      A ten link to mogłaś już wkleić tam, gdzie jest do tego miejsce przeznaczone, no ale dobrze, trudno się mówi.

      Usuń
  2. A masz zamiar kontynuować tą historię, gdzie cały świat skuty był lodem? (zapomniałem tytułu- sory)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, na niej właśnie się skupiam.
      Zabieram się za wszystko nieco inaczej, poświęcając więcej czasu dla bohaterów i całej historii, niż dla samego pisania. To, co zostało stworzone wcześniej było pisane na żywioł, przez co teraz widzę tam pełno wad, niedopowiedzeń i złych rozwiązań. Dlatego staram się to zrobić na nowo.

      Usuń